Szukaj Pokaż menu

Olimpijczycy w anegdocie

15 406  
2   14  
Wejdź do Monster Galerii!

Wielkich sportowców pamiętamy najczęściej z ich osiągnięć, z heroicznej walki o medale. Tymczasem bywali oni także bohaterami wielu zabawnych sytuacji.

DOCIEKLIWY
Olimpijczyk z Berlina, pływak Kazimierz Bocheński, w dzieciństwie znany był z dociekliwości. Nauczyciel wychowania fizycznego, by zachęcić chłopców do pływania, opowiedział im, jak w starożytnym Rzymie Cyceron przepływał trzy razy Tybr, by nabrać tężyzny i dobrego samopoczucia przed obradami rzymskiego senatu.
- Chyba dwa albo cztery razy - poprawił nauczyciela rezolutny chłopak.
- Dlaczego akurat dwa albo cztery, Kaziu? - zapytał nauczyciel. - Cycero miał ochotę na trzy razy i to mu wystarczało.
- W takim razie musiał chodzić do senatu na golasa, bez zostawionych na drugim brzegu rzeczy.

ZAPOMNIELI
Adam Królikiewicz kończył szkoły jeździeckie we Włoszech, w sławnych ośrodkach Pinerolo i Tor di Quin-to. Włoszki szalały za przystojnym polskim oficerem. A polska kawaleria zawsze była znana z rycerskości wobec dam. Podczas jakiegoś przyjęcia w gronie paru przyjaciół i... przyjaciółek Królikiewicz wypił iście po kawaleryjsku odrobinę za dużo i nieostrożnie się... oświadczył. Nazajutrz z niepokojem podpytywał adorowaną wcześniej wybrankę serca:
- Wybacz, ale wczoraj się tobie oświadczyłem i zapomniałem, czy powiedziałaś "tak", czy "nie".
- Wybacz, ale nie pamiętam, co odpowiadałam, gdyż wszyscy po kolei mi się oświadczaliście - odparła z przekąsem dziewczyna.

KROWA TO JEDNAK NIE ROWER

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka V

19 550  
4   17  
Wejdź do Monster Galerii!Nasz znajomy Porypany Przedszkolak zapisał kolejne karteczki w swoim pamiętniczku...

Dzień dziesiąty
Ale numer! W zyciu nie myślałem że w przedszkolu może być tak ciekawie! Ale po kolei. Dziś jak tylko mama przyciągnęła mnie do przedszkola, pani ogłosiła że zabiera nas na wycieczkę. I to żeby było jeszcze straszniej ta wycieczka miała być na wieś do jakiegoś gospodarstwa, żebyśmy sobie pooglądali jak wyglądają żywe zwierzęta. To już nie można było iść do zoo? Tam jest znacznie bezpieczniej bo te zwierzaki stoją w klatkach, a nie łażą po łące bez żadnego nadzoru. No ale skoro to pani decyzja to trudno. Wsiedliśmy do pociągu i po godzinie byliśmy na miejscu. No kto by się spodziewał że ta wieś jest aż tak daleko za miastem. No ale do rzeczy. My ustawiliśmy się w parach na łące a pani poleciała porozmawiać z szefem tego całego bałaganu który nazywał się pan Rolnik. Na odchodne powiedziała że możemy podejść pooglądać sobie krówki. Podeszliśmy, i zamarliśmy z przerażenia - tam nie było ani jednej krowy, same byki, a co gorsza prawie każdy z nas miał na sobie coś czerwonego. Szybko zaczęliśmy zdejmować wszystkie czerwone rzeczy: skarpetki, koszulki i tak dalej. W końcu co niektórzy nie bardzo już mieli co zdjąć, bo okazało się że Baśka Smalec wszystko ma czerwone, łącznie z majtkami. Był jeszcze jeden problem z Grubym Arturem, bo jemu było gorąco, a jak jest mu gorąco to ma całą czerwoną gębę. Na szczęście Grzesio znalazł jakiś kubełek który założyliśmy Arturowi na głowę i poczuliśmy się trochę bezpieczniej. Po chwili wróciła pani i oczywiście zaczęła wrzeszczeć że mamy się ubierać z powrotem. Po naszych gorących protestach wyszło na jaw, że nie tylko byki mają rogi, krowy też. Trochę się uspokoiliśmy, ale dla pewności puściliśmy Kaśkę przodem, a Grubego Artura nie czyściliśmy zbyt mocno (ten kubełek był po węglu). Mimo wszystko te krowy tak się dziwnie na nas spod byka patrzyły. Po tej przygodzie przeszliśmy sobie do mieszkania z krowami które nazywało się obora. Tam dowiedzieliśmy się mnóstwa pożytecznych rzeczy: po pierwsze, że krowa nie daje mleka jak się ją pompuje za ogon, po drugie że to co wtedy ta krowa daje to wcale nie jest mleko, po trzecie, że tego co ta krowa wtedy daje nie powinno się pić bo się potem strasznie nieprzyjemnie odbija, i po czwarte że jak już krowa skończy dawać to coś to trzeba się szybko odsunąć i nie zaglądać pod ogon bo się będzie, jak Gruby Artur, cały dzień śmierdziało krowią kupą. Przy okazji dowiedzieliśmy się że świnie jedzą wszystko, łącznie z moim workiem na kapcie, i że krowy na łące zostawiają miny poślizgowe (Mariolka nawet na jedną trafiła).

Przygody Żelaznego Karła IX

12 508  
4   6  

Wieść gminna niesie, że bohater audycji Wojciecha Manna, Wasyl, po wystąpieniu w tej jakże zacnej serii, zakończył karierę aktorską i otworzył punkt skupu złomu i innych surowców wtórnych. Ale to już inna historia, którą opowiemy Wam jak tylko skończymy zupę...

Żelazny Karzeł na boisku

Żelazny Karzeł imieniem Wasyl postanowił zainteresować się sportem. Uznał, że upływ czasu niekorzystnie wpływa na jego formę. Od czasu do czasu słyszał podejrzane piski w stawach. Zbyt silnie namagnesowany od częstego wycierania nos w sposób uciążliwy odkręcał mu łeb na północ. A tak sprawne niegdyś palce coraz częściej płatały mu figle już to upuszczając przedmioty na ziemię, już to niepotrzebnie je miażdżąc. Kiedy w poniedziałkowy ranek Wasyl niechcący zabił borsuka Wacława poprawiając mu beret - miarka się przebrała. Karzeł uznał, że niezbędny jest porządny trening, który przywróci mu pełną sprawność. Nie wiedział jednak, jaką gałąź sportu wybrać, a także czy zdecydować się na pion gwardyjski czy może LZS. Udał się więc po radę do znanego leśnego trenera i wioślarza, dzięcioła inżyniera Stanisława Korbaczewskiego. Dzięcioł Korbaczewski podumał, poskrobał się po plecach i powiedział rozumnie:


- Słuchaj Wasyl, popróbuj to tego, to owego.

Karzeł goraco podziekował trenerowi za pomoc, zapłacił za konsultacje i pobiegł prosto do losu...

- ...do lasu chyba?

- Tak, do lasu do LOS-u, do leśnego ośrodka sportowego.

- Aha, do LOS-u...

Tam rzucił się w wir dyscyplin.
Najpierw pobił rekord świata w rzucie oszczepem, z tym, że oszczepu już nigdy nie znaleziono.
Nastepnie chciał powtórzyć swój wyczyn w pchnięciu kulą ale kula rozsypała się w jego mocarnych palcach na proszek.
Skoczył więc wzwyż, ale spadając wybił z wyskoku dziurę na 6 metrów i zlikwidował tym samym skocznię.
Poradzono mu więc przeniesienie się na boisko i udział w sportach zespołowych. Wpadł na murawę i przyłączył się do jednej z drużyn piłkarskich. W ciągu 3 minut sfaulował 14 piłkarzy i wbił po 3 bramki każdej ze stron. Delikatnie wyproszony zdążył jeszcze na końcówkę finałowej rozgrywki w sali do koszykówki. Kiedy po pierwszym wyskoku zdruzgotał tablicę i przytwierdzony do niej kosz, mecz przerwano. Pobiegł więc ochoczo na basen by wspomóc waterpolistów. Tuż przy prysznicach dosięgła go jednak samonaprowadzająca rakieta typu ziemia-karzeł wcześniej zamówiona przez przewidującego doktora dzięcioła inżyniera Stanisława Korbaczewskiego. Dzięki jego społecznikowskiej postawie leśny ośrodek sportowy przetrwał, a ze złomu po Wasylu wykonano kilka kompletów hantli dla młodzieży. A trener Korbaczewski przeniósł się do siedziby dotąd zamieszkiwanej przez Wasyla i założył tam wypożyczalnię wideo.

Ale to już zupełnie inna historia, którą opowiem Wam, jak tylko skończę zupę.

 (2,53 MB)


Zadziwiająca przemiana Żelaznego Karła

Żelazny Karzeł imieniem Wasyl postanowił zostać kuśnierzem. Leżał na swoim legowisku ze starych lodówek i myślał:

- Mieszkam przecież w lesie, w którym jest dużo zwierząt. Większość zwierząt ma futro. Moge to przecież wykorzystać, a zdobyte skórki sprzedać w formie eleganckich strojów. Zadowolony ze swego planu wstał z posłania, nasmarował się towotem, wyczyścił zęby pilnikiem i uczesał się grabiami. Do sakwy wrzucił kilka podstawowych narzędzi i ruszył w las. Pierwszym stworzeniem jakie spotkał była Wiewiórka Łysa Skórka.

- No, no... - pomyślał Wasyl - nie jest to może materiał na etolę ale warto by się zacząć wprawiać.

Po wesołym powitaniu z Łysą Skórką Wasyl na chwilę odwrócił jej uwagę okrzykiem: - O! Ptak!
Kiedy zdziwiona wiewiórka rozglądnęła się, Wasyl zarzucił jej na głowę kawałek szmaty i szybko uderzył kilkakrotnie imadłem między uszka.
Wiewiórka bardzo się uspokoiła, więc Wasyl przystąpił do pracy. Już po kilku chwilach trzymał w żelaznej dłoni małe rudawe futerko.

- O, dużo to tego nie ma, najwyżej wystarczy na bardzo małą czapeczkę - zmartwił się Żelazny Karzeł - ale od czegoś trzeba zacząć. Teraz pójdę i trzepnę w łeb Krzywego Wilka.

Nie zdążył jednak dokończyć myśli, gdyż otumaniło go straszliwe uderzenie w czoło. Jak we śnie, czuł Wasyl, że jakaś straszna siła wygina go, walcuje i przekuwa. Tracił stopniowo przytomność.
W ostatnim przebłysku świadomości usłyszał głos swego przyjaciela - ogromnego niedźwiedzia Stefana:

- Wstałem rano i postanowiłem zostać ślusarzem. Na poczatek zrobiłem z Wasyla wiadro. Chodź wiewiórko, nanosimy wody Wasylem. Tylko narzuć coś na siebie, bo zaczyna się robić chłodno.

 (3,98 MB)

Nieustające podziękowania ślemy dla Krzyśka Koziarka, od którego się wszystko zaczęło, a który nadesłał materiały do kolejnych artykułów o karle i nie tylko...

4
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Z pamiętnika porypanego przedszkolaka V
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Liczniki i kokpity w samochodach, które wyprzedziły swoje czasy
Przejdź do artykułu Z pamiętnika porypanego przedszkolaka V
Przejdź do artykułu Idioci są wśród nas IV
Przejdź do artykułu Skarby Stolinów: Krótka historia o pewnym transwestycie
Przejdź do artykułu Każda rodzina ma jedną, bardzo dziwną zasadę - internauci postanowili podzielić się swoimi
Przejdź do artykułu Niezrównane Przygody Hodży Nasreddina I
Przejdź do artykułu Polska to nie kraj, to stan umysłu – Kazik Staszewski pokazał mamę
Przejdź do artykułu Wyjedź do Aten za 250 zł!!!
Przejdź do artykułu Poezja XXI wieku: Oda do kibelka

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą