Otwock paruje ciętą ripostą:
Dwa lata temu naukowcy odkryli mumie z Egiptu. Po zbadaniu znależli w jej dłon karteczke. Kartke zbadali w laboratorium, okazało się że był tam napisany powyższy kawał.
Prawidłowo interpretuje pojęcie "tax":
Może uratuje post ogłoszeniem "ja dziewca nie jestem, ale czynie cuda tel 0700..."
Wyjaśnia współużytkownikom zasady panujące na forum:
To jest stary sposób, chcą żebys była wściekła i żebys miała mściwe myśli, to sprawia że tak wkorzony/a bojownik/czka, zapierdala po necie w poczukiwaniu dobrych dzołków.
Podsuwa pomysły racjonalizatorskie:
Mam propozycje, może dyrektor skasowac wszystkie posty starsze niż tydzien.
Już nie będze wtedy gwożdze, stare i nowe dzołki, przynajmniej nie będą dowody.
Ale jednak przede wszystkim raczy Bojownictwo dawką świeżego humoru podanego w niepowtarzalnej formie:
Ambientalisći zarzucaja prezydentowi to że zniszci systematycznie zielen i parki w stolicy a na ich miejscu powstają hipermarkiety z obcym kapitałem. Ale jak mógłby Kaczynski kochać nature po tym co ona mu zrobiła!
* * * * *
-Jak przebiegł napad w banku?- Wstawaj, zaraz wychodzimy ! Przynieś kosy.
Poszli. Ledwie ojciec parę razy przesunął kosą po szczerozłotych łodyżkach pszenicznych, syn podszedł do niego i powiada :
- Tatulku, kosa moja tępa, jakże mi nią kosić ? Pójdę do domu i naostrzę...
- No cóż... jak trzeba to trzeba....idźże tylko prędko wracaj...
Poszedł syn do domu wszakże miast naostrzyć kosę odstawił ją do składziku i bieży ku matce, która własnie pod kuchnią zażegła pierwsze szczapy bukowego drewna.
- Matulu, matulu ! Tatko kazali cobyście czym prędzej pierożków nagotowali i wódki we wsi kupili...
- Cóż syneczku, skoro gospodarz takie życzenie wyraził...
Nagotowała pierożków, pełniutkich, pachnących... W misę nałożyła, przykryła ręcznikiem, wzięła pieniądze i ruszyła po życiodajny napitek.
Syn tymczasem pospieszył ku ojcu w trudzie i znoju zmagającemu się z zagonem zboża.
- Tatulu, tatulu ! Mama kazała powiedzieć, ze pierożków nagotowała i wódki kupiła. Chodźcie do chaty, posilcie się...
- Ta cóż.... roboty jeszcze huk... ale skoro gospodyni sie trudziła grzech nie uszanować. Chodźmy.
Przyszli do chatynki a tam na stole misa z pierożkami, ale ani gospodyni, ani wódki. Jakże to tak, pierożki bez wódki spożyć? Dał ojciec synowi rubla i powiada :
- Ruszajże do wsi a bystro i przynieś coś do popicia tychże darów bożych.
Syn pieniądze w kieszeń schował lecz zanim ruszył ku wiejskiej gospodzie zaszedł do sąsiada.
- Sąsiedzie, sąsiedzie! Ostrzec was chciałem. Tatko nasz zły na was bardzo. Powiada, że z matulą naszą kochankami jesteście! Zabić was chce!
Przeraziły sąsiada wieści straszliwe. Dał chłopakowi rubla i powiada :
- Masz tu, synku rubla, idź do gospody, kup wódki dobrze czyszczonej, ojcu zanieś i powiedz : -Tu macie, drogi ojcze całą prawde życia w napitku a uwierzcie sąsiadowi, że żadnym kochankiem waszej żony nie jest. Tak mu powiedz.
Wziął chłopak rubla i miast do gospody zawrócił ku rodzinnemu domostwu. Wszedł do izby i rzecze :
- Ojcze, nie doszedłem jeszcze do Żydowina, bom sąsiada spotkał co o pomoc was prosi. Świniaka zabić chce a własna siekiera mu sie gdzieś zapodziała. Pomóżcie sąsiadowi tato...
- Sąsiadom pomagać - rzecz boża! Idę tedy.
Wziął siekierę i poszedł.
Sąsiad zoczywszy go wchodzącego w obejście z siekierą w ręku w popłochu przez okno wyskoczył i ukrył się w zagonie kukurydzy rosnącym za drogą. Ojciec chłopaka zdziwił się nie widząc sąsiada w domu, ale ponieważ po podwórcu świniak barłożył, zabił go, na drzwiach od stodoły zawiesił i ruszył z powrotem.
W międzyczasie wróciła matka z wódką. Postawiła butelkę na stole, rozgląda się i o męża pyta. Syn zatroskany wieść straszną matce przekazuje.
- Matulu, a toż tatko nasz rzekł, żeście z naszym sąsiadem sypiali i zabić go poszedł. Przyjdzie i na was kolej....
W popłoch wpadła gospodyni. Winna czy niewinna wie, że mąż krwi gorącej, zanim wytłumaczysz - głowę rozłupie. Uciekła z chaty i w poletku kukurydzy sie ukryła chcąc czekać aż gniew mężowski minie.
Wraca gospodarz do domu i mówi :
- Co sie dziś dzieje? Sąsiada naszego nie ma, matki naszej, jak widzę, nie ma. Gdzież oni się podziali?
- Tatulu, tatulu a tożem ich widział, jak się razem w kukurydzy kryli.
Gniew straszliwy wystąpił na twarz wieśniaka. Od krwi zwierzęcej poplamioną jeszcze siekierę pochwycił i śladem pochutników w kukurydzę wpadł złorzecząc srodze.
Syn nalał stakanczik gorzałki, pierożka na widelec nadział i głową nad losem ludzkim pokiwał.
- Oj, tatulu, tatulu... a toż wam mówiłem, że dziś z koszenia nic nie będzie.....
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą