Twardzielem trzeba być. I obnosić się z ranami! Ą że boli. No cóż musi boleć. Takie są zasady tej gry...
Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczpna stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...
TWARDZIEL
Rzecz działa się lat parę z okładem temu. Będąc nastolatkiem, w wieku podstawówkowym, lubiłem wychodzić przed dom i na żwirku (który ma znaczenie dla całej historii niemałe) poobijać ścianę sąsiada przy użyciu futbolówki.
Któregoś pięknego letniego popołudnia zjawiła się u nas ciotka z kuzynem. Ponieważ jak to zwykle przy takich okazjach bywa, ojciec uciekł do swoich narzędzi, rodzicielka, razem z babcią, zajęła się ciotką, a mnie na drodze aklamacji wybrano do opieki na młodszym kuzynem.
Po krótkiej naradzie ustaliliśmy z młodym, że idziemy pograć w piłkę. Wyszliśmy na żwirek i zaczęliśmy sobie kopać, w myśl niepojętych już dzisiaj dla mnie zasad piłki podwórkowej.
W pewnej chwili, chcąc się popisać jakąś sztuczką w pełnym biegu, źle obliczyłem trajektorię lotu koszącego piłki, tudzież zawiodła moja koordynacja motoryczna. Efektem było przeszorowanie przez pół metra (może troszkę mniej) kolanem po wspomnianym wcześniej żwirze.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą