Wezwanie do kobiety, upadła złamanie miednicy. Wzywa mąż.
Wchodzimy do mieszkania aby ocenić sytuację, kobieta leży w łóżku, badam, wszystko stabilne, a mąż mówi że na początku czerwca trafiła do szpitala ze złamaniem miednicy, i ją wypisali i przywieźli do domu. On chciałby abyśmy jej zmienili pampersa.
Ja już nawet ostatnio nie mam siły się siłować z tymi ludźmi, rozmawiać i tłumaczyć.
Sytuacja z chorym człowiekiem na raka . Nie ma jednego płuca, wezwanie do duszności.Facet ma proces nowotworowy rozsiany. Kiedy weszliśmy na wizytę przestał oddychać. Pytamy rodziny czy życzą sobie abyśmy podjęli czynności ratunkowe - zazwyczaj odstępujemy w takich sytuacjach, ale rodzina się upiera. Intubacja, masaż leki, facet zaskoczył. No to szukamy miejsca. Żaden OIOM nie chce go z takim rozpoznaniem przyjąć. Dyspozytor mówi żeby zwieść na Izbę przyjęć. Tak zrobiliśmy. Izba z ryjem dlaczego ddo nich, przyszedł kardiolog i z ryjem po co podejmowaliśmy czynności, potem chcieli go upchnąc na internę, Ci z ryjem czemu do nich, a facet se leżał z tętnem 120, ciśnieniem 130/80 i nawet saturował na 90 z tym jednym płucem.
I taka refleksja. Zawsze, ale to zawsze uda się wyreanimować menela, albo kogoś obłożnie chorego, a jak jest jakaś reanimacja na której zależy, to się nie udaje.