coś mi się w głowie posrało
Ko.
W pustej przestrzeni stał Ko. Po lewej stronie tylko nic, po prawej aż nic. Z przodu widział absolutnie niewiele, za to za nim rozciągało się wybitnie mało. Wręcz niezręcznie pusto. I jakby wszystko niedokończone, a nawet niezaczęte. W wyobraźni Ko zdecydowanie dominowała chęć ukończenia. Nie wiedział do końca co ukończyć, z początku nie wiedział nawet co rozpoczyna. Ko potrzebował jakiegokolwiek punktu oparcia – oparcia dla siebie, ła i ogo. Ła były u dołu Ko, ogo znajdował się na jego końcu. Ko chciał też czuć. By mieć co czuć, najpierw należało odnaleźć coś. Więc Ko wyruszył na swych ła, z początku dosyć smętnie poruszając ogo, w nadziei, że ten o coś zahaczy. Pustka rozciągała się na cały znany Ko obszar, dlatego postanowił dotrzeć do miejsca, którego na pewno nie zna. A Ko w zasadzie nie znał niczego, bo niczego jeszcze nie doświadczył. Nie widział przeszkód, nie czuł głodu, nie stawał w obliczu. Niczyim ani niczego. Wolny marsz na ła szybko zirytował (choć w odczuciach był to raczej wątły ognik niepewności) Ko, dlatego postanowił przyspieszyć. Coraz szybszy bieg sprawiał, że rzeczywistość wokół Ko zaczęła się rozmywać. W rozmytych kształtach niczego, Ko zaczynał wyodrębniać kształty istoty. Istoty bycia różnych obiektów. Nie chciał się zatrzymywać i sprawdzać każdego po kolei, dlatego postanowił odczuwać mijane istnienia. Wypuścił z pyszczka wąs, najpierw jeden, dla sprawdzenia czy eksperyment się uda. Wąsem zidentyfikował mijane istnienie jako przedmiot. Uznał, że WĄS jest pierwszym, kompletnym elementem w jego życiu. Wypuścił kilka dodatkowych, na wypadek gdyby istnień pojawiło się więcej, lub były porozmieszczane nieregularnie. Każdy WĄS mógł pracować autonomicznie, jednak najefektywniej pracowały w kolektywie. Co nawet podobało się Ko ze względu na budowę nazwy kolektyw. Pracowały pełną parą identyfikując kolejne byty. Wysyłały też sygnały do działania. Skocz, Ko. Szybciej, Ko. Łap Ko! Łap? Nie ma czym łapać, można tylko łaać. Ko zatrzymał się nagle i parsknął. Łap? Czemu nie łap? Łapać łaaą. Nie, Ko. Łapać. Łapą. Ko spojrzał w dół i ocenił swoje ła. Pać? Łapać? Łapać! Łapać łapą. Ko, jesteś genialny. Masz WĄSY i biegasz na ŁAPACH. Dalej Ko, świat czeka. Skacz na łapach. Nie musisz, Ko, tylko łapami łapać. Możesz pacać (Nie, Ko, nie zmienią się wtedy w pace lub pacy, nadal będą to łapy). Możesz trącać (też nie, Ko, nie zmienią się w trący ani w trące). Dobrze, uznał Ko. Łapy są ukończone i zakończone. Wąsy są wypuszczone i ukończone. Ogo jakoś dziwnie fruwa z lewej na prawą, prawej na lewą i w górę i w dół. Ko próbuje go gonić. Dogonić. Zagonić. Przegonić. Gonić. Gonić ogo, Ko? Naprawdę? Ko przystaje i podwija ogo. No, Ko, pomyśl. Ko myśli N. Będzie lepiej wyglądało? Zagonić ogon? Przegonić ogon? GONIĆ OGON? Tak, Ko. Doskonale. Teraz już masz ogon. Dogonię ogon? Nie Ko, nie dogonisz, ale nie będzie szkodziło próbować… Ko rusza dalej. Biegnie na łapach, wąsy wibrują na wietrze (Ko, to się nigdy nie zmieni. Chcesz inną nazwę? Co wibruje, Ko? Wibrysy wibrują, Ko. Możesz na wąsy mówić wibrysy i nikt, bo i nikogo tu nie ma, nie zwróci Ci uwagi). Ogon dumnie pręży się za Ko, radośnie celebrując posiadanie końca. Tylko Ko jeszcze niepełny. Ko zatrzymuje się nagle i niespodziewanie. Widzi małą istotkę fruwającą przed jego pyszczkiem. Instynkt Ko nie zawodzi. Strąca stworzonko łapą. Następuje na nie drugą. Stworzonko ginie. Nie było samo, miało kolegów. Też niewielkich. Piszczą coś do Ko. Ko podchodzi i z zaciekawieniem słucha. „To kat” piszczą stworzonka.” Zakatował naszego”. Ko jest zdezorientowany. Jestem Ko, nie Kat, protestuje Ko. Nie ma czegoś takiego jak Kat, odpowiadają stworzonka. Zatem jesteś KOT, jeśli nie kat. Brawo, Ko. Już skończone. Co jest skończone? Pyta Ko. Ty, Kocie. Jesteś kotem, uświadom to sobie. Kotem, a nie Ko? Tak, Ko, zapomnij o Ko i pamiętaj, że KOT. Dzięki, mówi kot. A ty kim jesteś, pyta kot. Jestem poprzednim tobą, odpowiada. Poprzednim mną? To możesz już spierdalać. Poradzę sobie.