Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Spojlery - najgorszy koszmar każdego kinomana

91 667  
385   74  
Znacie to uczucie, kiedy przez długie miesiące czekacie na premierę bardzo dla was ważnego filmu i kiedy wreszcie dzieło to trafia do kin, a wy w popłochu szukacie młotka, aby rozbić świnkę skarbonkę i za uciułany grosz kupić bilet do kina, pojawia się ktoś, kto bezczelnie zdradza wam kluczowy element fabuły? Dla tych ludzi powinno być odpowiednie miejsce w piekielnym kotle ze smołą!

UWAGA! Tekst zawiera spojlery i szczątkowe ilości bólu dupy.

Spojlery to przyczyna wrzodów żołądka dla każdego kinomana. Swego czasu wypowiedziałem dżihad pewnemu śmieszkowi, który pochwalił się na Facebooku swoim żalem po śmierci Hana Solo. Planowałem zmasakrować gościa packą na muchy i regularnie pluć na jego grób.
Pół biedy, gdyby niszczeniem seansów zajmowali się tylko i wyłącznie niespełnieni życiowo widzowie. Czasem bywa jednak tak, że sami twórcy oraz firmy odpowiedzialne za dystrybucję i promocję filmu potrafią strzelić sobie w kolano.


Weźmy na przykład takie zwiastuny.
Większość z nich wygląda dokładnie tak samo – charakterystyczny głos lektora wprowadza w klimat reklamowanego filmu, a efektowne, basowe pierdolnięcia mają utwierdzić nas w przekonaniu, że mamy do czynienia z produkcją, która urwie nam dupę. No i fajnie. Gorzej jest, gdy filmowcy trochę przeszarżują i zamiast odsłonić rąbka fabularnej tajemnicy, postanowią wepchnąć nam w oczodoły cały film w formie skondensowanej, dwuminutowej piguły.

Pierwszy z brzegu przykład - „Children of Men”. To naprawdę dobre kino z bardzo zaskakującym twistem. Zwiastun całkiem ładnie wprowadza nas w klimat seansu. Mamy tu wizję przyszłości, w której ludzie są na wymarciu, bo wśród kobiet panuje plaga bezpłodności. W tym smutnym, totalitarnym świecie żyje sobie Clive Owen, który podjął się opieki nad młodziutką dziewczyną, która z jakiegoś powodu może uratować całą ludzkość. A czemu? Niespodzianka - małolata jest w ciąży! Ta-daaam! W jednym głupim trailerze dostaliście na talerzu gwóźdź programu, więc właściwie od razu możecie darować sobie oglądanie połowy filmu.


Jeszcze lepiej sytuacja wyglądała w czwartym „Terminatorze” (to ta część, gdzie Christian Bale wskakuje do łodzi podwodnej wprost z helikoptera). W zwiastunie pod sam nos mamy podsunięty najważniejszy zwrot akcji, który to miał wprowadzić widzów w osłupienie. Tajemniczy mężczyzna, który „przeżył” karę śmierci i powrócił do świata żywych w świecie zdominowanym przez mordercze maszyny… sam jest jedną z nich!


Tymczasem trailer „Uwolnić orkę” informuje nas o tym, że orka zostanie uwolniona… A to ci niespodzianka! No, dobra – zwiastunów można po prostu nie oglądać i iść do kina zupełnie w ciemno. Na przykład na „Rocky’ego IV”. Tu nie potrzeba zwiastuna, żeby wiedzieć się o zwycięstwie boksera z obwisłą wargą. Wystarczy rzucić okiem na plakat, który to przedstawia jeden z ostatnich kadrów filmu – triumfującego, lekko obitego Stallone’a epicko wycierającego się amerykańską flagą wśród ekstatycznej radości noszących go na rękach przyjaciół.


A to jeszcze i tak mały pryszcz przy tym, co w 1968 roku zgotowali widzom twórcy klasycznego filmu SF pt. „Planeta małp”. Jak pewnie pamiętacie, jest to opowieść o astronautach, którzy lądują na planecie do złudzenia przypominającej Ziemię. Miejscem tym rządzą małpy, które nie tylko nauczyły się mówić, ale i stworzyły cały ustrój społeczny.
Najmocniejszym elementem tej produkcji było jej zakończenie – ostatnia scena do dziś robi kolosalne wrażenie.


Widz jest równie wstrząśnięty, co bohater filmu, kiedy to okazuje się, że tytułowa „Planeta małp” to tak naprawdę Ziemia przyszłości. Oto bowiem na jednej z plaż postać grana przez Charltona Hestona znajduje wystający z piasku relikt dawnej cywilizacji. I to właśnie ta scena zaprezentowana została na plakacie promującym film!


Ale nie myślcie, że to jedyne metody na zepsucie widzom seansu. Są przecież jeszcze inne formy przekazu niż zwiastun czy plakat. Na przykład ścieżka dźwiękowa. Taka wtopa miała miejsce po wydaniu płyty z muzyką do „Mrocznego widma” - najbardziej znienawidzonej przez fanów „Gwiezdnych Wojen” części kosmicznej sagi. Jak by spojrzeć na tytuły kolejnych kompozycji zawartych na płycie z soundtrackiem, to okaże się, że zdradzają one każdy znaczący szczegół filmu, wliczając w to zwycięstwo młodego Anakina w wyścigu latających rydwanów czy nawet śmierć kluczowego bohatera!


Gigantyczny spojler może też kryć się w… filmowych zabawkach, które z reguły wypuszczane są na rynek jeszcze przed premierą samego dzieła. Przykładów można by tu wymieniać setki, ale chyba najbardziej okrutne jest to, co kinomanom uczynili twórcy powstałej już prawie trzy dekady temu produkcji pt. „Dick Tracy”. Jednym z antagonistów głównego bohatera jest tajemnicza postać zwana The Blank. To odziany w płaszcz morderca „bez twarzy”. Oczywiście twarz on jak najbardziej posiada, ale jest ona skryta za maską. O tym przekonali się wszyscy ci, który kupili figurkę przedstawiającą tego przestępcę.
Wystarczyło ściągnąć gumową powłokę z głowy ludzika, aby pod spodem znaleźć… buźkę Madonny, która w filmie wciela się w postać niedoszłej kochanki tytułowego detektywa. Trochę słaby to sposób na poznanie jednego z najistotniejszych elementów fabuły.

Takie wtopy zdarzają się również i dziś. Parę lat temu premierę miał "Cloverfield" - znakomity horror o tajemniczym monstrum atakującym Nowy Jork. Cały film nakręcony został w stylu „found footage”, czyli był zlepkiem obrazów zarejestrowanych przez amatorską kamerę jednego z bohaterów. Twórcy tego dzieła doskonale wiedzieli jak budować napięcie i sprawić, aby widzowie autentycznie się bali.
Trik polegał tu na tym, aby nie pokazywać monstrum w pełnej okazałości. Przez większą część seansu widzimy zatem szkody, które stwór wyrządza, niewyraźny, rozmazany kształt bestii snującej się wśród ruin, jakiś fragment kończyny…
To właśnie ta świadomość, że nie do końca wiemy co właściwie jest odpowiedzialne za ten ogrom zniszczeń sprawia, że niejeden kinoman skichał się ze strachu. No, chyba że wcześniej odwiedził sklep z zabawkami i kupił sobie plastikową figurkę przedstawiającą tajemniczego olbrzyma ze wszystkimi detalami. I cała misternie budowana atmosfera poszła w pizdu!


Wiecie kto jeszcze może zepsuć nam seans? Cholerni wydawcy polskich edycji filmów w wersji DVD! Mój kumpel – miłośnik dobrego kina i mniej dobrego rapu (pozdro, Boguś!) jakiś czas temu kupił sobie czteropłytową kolekcję wszystkich części „Obcego”. Pozwólcie, że pokażę wam jakiego kurewstwa dopuścili się twórcy naszego rodzimego opisu fabuły pierwszej odsłony serii.


To tylko cztery krótkie zdania, a w ich treści przedstawioną mamy dokładnie całą fabułę filmu oraz jego zakończenie. Podobno twórcy tego bubla uczestniczyli w specjalnym szkoleniu pod nazwą „Jak za pomocą najmniejszej liczby znaków doprowadzić ludzi do szału i pokazać światu bezdenną głębię swojego mózgowego niedoje#ania”.

Źródła: 1, 2, 3, 4
10

Oglądany: 91667x | Komentarzy: 74 | Okejek: 385 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało